Pociąg wlecze się niemiłosiernie, jedziemy takim PKPowskim. W Vrsaczu już wiemy o czym mówił brat Marko. Ogólnie to masakra, jak tylko pociąg się zatrzymuje to wbiegają do pociągu mrówki i zaczynają chować swój towar, na nas łypią dziwnie i nie chcą raczej z nami jechać. Dosiada się jedynie starsza pani i próbuje coś zagaić ale my ani nie mówimy po serbsku ani po rumuńsku. Przed oficjanymi celnikami rundkę robi celnik i zbiera haracz za papierosy. Od nas też chce ale nic nie mamy to co będziemy płacić.
Póżniej wchodzą celnicy którzy szukają papierosów(uzbierali całkiem ładną kupkę), kilka km dalej ta sama procedura u Rumunów i jedziemy dalej. Ani jedni ani drudzy za bardzo się nami nie intresowali, chyba wyglądamy "nie przemytniczo". Przedział został rozkręcony, wszystkie zakamarki przeszukane, ma to swój plus bo celnik otworzył nam smietniczek którego nie mogliśmy otworzyć.
W Timisoarze postanawiamy przejść się z dworca do centrum. Jak dla mnie to nie był za miły widok, w parku stado psów, rozwalone chodniki plus sypiące się domy(dosłownie). Z bankomatu wybieramy 50 lei i idziemy na spotkanie hosta, który postanowił spotkać się z nami na Piata Uniri. Właśnie skończył się tam jakiś koncert i idziemy pod prąd ludzi. Kupujemy piwa w osiedlowym sklepie- Ursusy i Timisoary(bez rewelacji).
Rano zwiedzamy miasto. Zaczynamy od Piata 700 gdzie jest targ i ponoc najlepsze pleskavice w mieście. Chyba kupujemy nie w tej co powinniśmy bo po zakupie widzimy że 100m dalej(przy przystanku) wszyscy kupują jedzenie. Mi jedzenie nie smakowało i udało się zjeśc 1/4, Anka zjadła swoją i reszte mojej. Rumuńska pleskavica była mniejsza od Serbskiej i z sosem keczupowo-majonezowym bez warzyw.
Obchód zaczynamy od Piata Libertatti, następnie Piata Victorei. Szkoda że plac a przede wszystkim płyty chodnikowe które są popękane lub zniszczone. Plac ma potencjał i fajnie jak zostanie "zrobiony", ciekawie się prezentuje kolumna Remusa i Romulusa. Wejście do katedry musimy sobie darowac bo jest niedziela i właśnie odbywa się msza. Idziemy do Parkur Rozelur i przeżywamy zawód bo myśleliśmy że będzie ładniejszy(nasz host mówił o nim że jest przepiękny). Co dziwne na zdjęciach wygląda lepiej niż w realu. Rzeka Bega przepływająca przez miasto ma dziwny kolor, jest żółta- nie wnikaliśmy dlaczego. Następnie chcieliśmy iśc do muzeum historii Banatu, ale było w remoncie. Wycieczkę kończymy na Piata Unirii gdzie są 2 kościoły. Bardzo ładny plac ale znowu zaniedbany, fasady budynków piękne ale przydałby się remont.
Nie przyjeżdza nasz autobus na lotnisko i na szczęście że został z nami nasz host i odwiózł nas na lotnisko. Podczas kontroli przyczepiają się do brudnego czajnika a Anka została mocno zmacana przez celniczkę. Na lotnisku woda 0,5litra kosztuje 8lei, co jest lekkim przegięciem.
Z Rumunii wylatujemy z mieszanymi uczuciami.